piątek, 25 kwietnia 2014

O tym, czym komputer cyklu jest, a czym nie jest, czyli odpowiedzi na często zadawane pytania...

Dziś kwestia druga: "Po co mi Lady-Comp, to samo mogę zrobić sama..."

To kolejne świetne pytanie, które często kończy się następująco: "...mogę zrobić to sama z termometrem rtęciowym i kartką papieru". Od siebie dodam, że najlepszy był by papier mililmetrowy na rolce, żeby wystarczył na kilka lat robienia wykresów. Ale do rzeczy... Komputery cyklu powstały po to aby upraszczać życie, po to aby unikać błędów popełnianych przez człowieka, w końcu po to aby osiągnąc skuteczność, która przy normalnej analizie (z temometrem i kartką papieru) nie jest możliwa do osiągnięcia. Po to używamy komputerów a nie kalkulatorów (o liczydłach już nawet nie wspomnę, chcociaż są bliże termometrowi rtęciowemu niż kalkulator), żeby osiągnąć większą skuteczność i efektywność. Dlatego świat się rozwija, bo człowiek (jako gatunek) wymyśla od niepamiętnych czasów coraz to nowe rozwiązania, które mają mu ułatwić życie, sprawić żeby było łatwiejsze, a praca która ma być wykonana, była wykonana szybciej, lepiej i skuteczniej. To dlatego występuje ciągły rozwój nauki, a badania w przeróżnychy dziedzinach są nieustannie prowadzone aby życie człowieka było lepsze. 

W przypadku komputerów cyklu jest podobnie. Kilkadziesiąt lat rozwoju wiedzy na temat rozpoznawania płodności zostało wykorzystane do stworzenia urządzenia, które w prosty i bezbłędny sposób pozwoli osiągnąć to, co wcześniej było wykonywane w drodze trudnych i pracochłonnych analiz i pomiarów. Czy to oznacza, że tzw. metody naturalne są złe? Z pewnością nie. Są natomiast bardziej pracochłonne, trudniejsze i obarczone większym błędem. Można obserwować swoją płodność samemu, robić codzienne pomiary temperatury termometrem (tym samym przez wiele lat, co ważne, gdyż każde urządzenie w tym termometr obardzone jest innym błędem pomiaru - załóżmy jednak, że jest to ten sam termometr albo przynajmniej taki sam). Można skrupulatnie spisywać pomiary, nanosić je wykres, następnie analiziwać, diagnozować i prognozować (tak, tak, tak właśnie wygląda proces badawczy). Zakładając, że na każdym z tych etapów nie popełnimy żadnego błędu, a zatem prawidłowo zmierzymy temperaturę a następnie prawidłowo ją odczytamy (co nie jest równozanczne), prawidłowo naniesiemy ów pomiar, na prawidłowo stworzony wykres, następnie przeprowadzimy w sposób prawidłowy analizę w oparciu o posiadaną wiedzę oraz, co bardzo ważne, prawidłowo zinterpretujemy otrzymany wykres (obiektywnie i beznamiętnie), no więc jak wszystko to przeprowadzimy prawidłowo, to otrzymamy prawidłowy obraz płodności. Zauważmy jednak, miejsc na popełnienie błędów jest mnóstwo! Dodam tutaj jeszcze jedną różnicę, którą zauważyć mogą jedynie analitycy giełodowi znający się jednocześnie na termicznej metodzie rozpoznawania płodności. Otóż, analiza płodności za pomocą wykresów tworzonych na kartce papieru odpowiada japońskiej metodzie prognozowania zmian na rynku papierów wartościowych opartej na wykresach (tzw. wykresy świecowe i podobne). Analizie poddany jest wykres. W metodach ilościowych wykorzystywanych w modelach zaimplementowanych do komputerów cyklu analizowane są wartości poszczególnych pomiarów, jest to metoda ilościowa oceny płodności, a nie metoda analizy wykresu. To drobna acz istotna różnica, gdyż tylko komputer jest w stanie analizować ciąg zmian kilkuset wartości liczbowych i wyciągać na tej podstawie wnioski. Człowiek jest w stanie analizować jedynie wykres i podejmować decyzję (o fazie płodności w cyklu) na podstawie rysunku i ewentualnie kilku zmiennych liczbowych. Uff, to na tyle dzisiaj ale temat rozwinę jeszcze następnym razem, bo to nie wszystko.... :)

O tym i znacznie więcej poczytacie Państwo dokładnie tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz